Zaprezentowany przed kilkoma dniami Mercedes klasy G w wersji elektrycznej, utwierdził mnie w przekonaniu, że w motoryzacji – tak jak i w życiu – pewne rzeczy powinny zostać niezmienne. Ikona motoryzacji owszem robi wrażenie parametrami technicznymi oraz trakcyjnymi, jednak jej użyteczność w zeroemisyjnym wydaniu wydaje się mocno wątpliwa. Mimo pojemnego akumulatora nie przekonuje mnie deklaracja producenta co do zasięgu.
W ciągu 45 lat obecności na rynku, Mercedes klasy G ewoluował i z prostej terenówki, w zamierzeniu producenta przeznaczonej głównie do użytku militarnego, przekształcił się w luksusową bulwarówkę o niesamowitej wprost dzielności terenowej. Wcześniejsze generacje dostępne były zarówno w odmianach 3- i 5-drzwiowej, ale również jako kabriolet czy nawet do bólu praktyczny pick-up. W ostatnich latach największą popularnością cieszą się sportowe odmiany, z bardzo mocnymi silnikami V8, sygnowane trzema literami, od dekad kojarzącymi się z emocjami – AMG.
Kierowcy doceniają klasę G za to, że jest tak… niezmienna. Oczywiście w ciągu ponad czterech dekad, terenowy Mercedes dostał sporo nowoczesnych technologii, jednak na zewnątrz to wciąż pozostał ten sam samochód, który polubili zarówno miłośnicy off-road’u, jak też i bywalcy nadmorskich kurortów, zadający szyku po zejściu z plaży.
Mercedes G580 EQ: elektryka bardzo szczególna
Wyjątkowość elektrycznej klasy G nie wynika wyłącznie z wieloletniego dziedzictwa. Inżynierowie Mercedesa wycisnęli z aktualnie dostępnej technologii elektrycznych prawie wszystko co mogli, dzięki czemu zeroemisyjne wcielenie cudownego „kanciaka” imponuje parametrami.
Żeby konstrukcja nie była zbyt prosta, zastosowano cztery silniki, po jednym przy każdym kole. Łączna moc sięga 588 koni mechanicznych, a moment obrotowy aż 1164 Nm.
Co daje takie rozwiązanie? Głowna zaleta użycia czterech silników to niezwykle precyzyjne sterowanie dystrybucją momentu obrotowego. To, co w klasycznej G-klasie realizowane jest za pomocą mechanizmów różnicowych, w odmianie elektrycznej realizuje centralny układ sterowania napędu (CPC). Wektorowanie momentu obrotowego pozwala zachować trakcję w czasie jazdy po bezdrożach oraz stabilność na asfaltach.
Ciekawą z punktu widzenia użytkownika funkcją, jest możliwość zawracania… w miejscu, zupełnie jak w czołgu. Aktywować ją można na luźnych nawierzchniach, a jej przydatność docenią ci, którzy będą poruszać się z dala od asfaltowych dróg.
Mercedes G580 EQ: kilka sekund i tysiące kilogramów
Pokaźny moment obrotowy, a także wysoka moc, oznaczają całkiem krótki czas sprintu do setki, jeśli uwzględnimy masę własną elektrycznej G klasy. Prędkość 100 km/h osiągniemy już po 4,7 sekundy, a przecież nowy Mercedes waży aż 3085 kilogramów w stanie gotowym do drogi.
W porównaniu do konwencjonalnej klasy G, zeroemisyjna odmiana mocno przytyła, co jest o tyle zrozumiałe, że dodatkowe kilogramy wynikają chociażby z wielkości akumulatora trakcyjnego.
Pojemność użytkowa baterii wynosi 116 kWh, a zatem można przypuszczać, że ten element waży około 800 kilogramów, a może i nawet więcej. To niestety rzutuje na ładowność nowej klasy G, która wynosi ledwie 415 kilogramów. Modele konwencjonalne ważą około 2400 kilogramów i umożliwiają przewiezienie ponad 700 kilogramów, wliczając w to pasażerów oraz bagaż.
Dodajmy jeszcze, że maksymalna prędkość elektrycznej klasy G wynosi 180 km/h. A do ilu rozpędzi się spalinowa wersja? W odmianie AMG aż do 220 km/h.
W walce z nadmiernymi kilogramami, inżynierowie sięgnęli po włókna węglowe. Z tego materiału wykonano między innymi płytę, chroniącą podwozie. Panel waży niecałe 60 kilogramów, a porównywalny element stalowy byłby prawie trzy razy cięższy.
Mercedes G580 EQ: niespecjalnie szybkie ładowanie, mocna rekuperacja
Litowo-jonowy akumulator trakcyjny składa się z 216 ogniw, rozmieszczonych w 12 modułach. Jego pojemność wynosi 116 kWh netto, co powinno wystarczyć na przejechanie dystansu około 473 km w cyklu mieszanym.
Mercedes informuje, że zużycie energii elektrycznej w zeroemisyjnej klasie G mieści się w zakresie 27,7 – 30,3 kWh, jednak elektromobilne doświadczenie nakazuje przyjąć współczynnik korygujący, niestety w górę.
Świat opisany w normie WLTP, według której dokonuje się pomiarów, nie istnieje i rzeczywiste wyniki odbiegają od wartości wskazanych w homologacji. Czasami mniej, czasami więcej. Dla elektrycznego Mercedesa można przyjąć ten drugi przypadek: konsumpcja energii na poziomie 40 kWh wydaje się bardzo realna.
W tej sytuacji powinniśmy mówić raczej o zasięgu rzędu 250 kilometrów, no chyba, że będziemy korzystać z dobrodziejstwa rekuperacji, której moc wynosi maksymalnie aż 217 kW.
Standardowe ładowanie prądem stałym (DC) odbywać się będzie z mocą do 200 kW. Pokładowa ładowarka prądu zmiennego (AC) ma moc 11 kW.
Mercedes G580 EQ: to nie powinna być klasa G
Przejście na napędy zeroemisyjne w perspektywie roku 2035 to doskonała okazja do zmiany siatki modelowej. W nowej, nie wszystkie modele konwencjonalne muszą mieć kontynuację czy odpowiedniki elektryczne. Czasami lepiej jest zbudować zupełnie nową linię, niż trzymać się aktualnego nazewnictwa.
Jednym z modeli, który nie powinien mieć elektrycznego odpowiednika jest właśnie „Gelenda”. Moim zdaniem, przy obecnym stanie techniki elektromobilnej, użyteczność nowego Mercedesa sprowadzi się do jazdy wokół komina, bo na terenowe szaleństwa nie ma wystarczająco dużo energii. Jeśli tak będziemy traktować zeroemisyjną klasę G, to w tym wydaniu jest to ewidentnie przerost formy nad treścią.
Jaki ja miałbym plan na G-klasę? Utrzymać ją w produkcji w spalinowej wersji aż do roku 2035, a potem umieścić w muzeum, na należnym jej miejscu. Bez dwóch zdań, ten akurat model Mercedesa zapisał na kartach historii motoryzacji i chciałbym, aby pozostał w pamięci fanów marki w tej najlepszej, pierwotnej wersji.